środa, 22 grudnia 2010

Parę fotek

Dzisiejszy wpis na prośbę Natalii. Zdjęcia - o TUTAJ :)

Z okazji zbliżających się wielkimi krokami Świąt, życzę wszystkim spełnienia marzeń, radości z życia, więcej optymizmu, zdrowia, Bożych błogosławieństw, kolorowych choinek, smacznego jedzenia, udanego Sylwestra i wspaniałego roku 2011.

wtorek, 7 grudnia 2010

Po Wyborach

Władcą Ratusza nadal jest Arkadiusz. Jego kontrkandydat, Kazimierz, zajął zaszczytne drugie miejsce. Zwycięstwo dotychczasowego Władcy Ratusza to ulga dla mieszkańców, którzy mają problemy z pamięcią - nie będą musieli uczyć się kolejnej twarzy :) Teraz nowo upieczony, nienowy jednak, burmistrz ma aż (i tylko) 4 lata na to, żeby się wykazać...

A ja znikam i nie wiem, kiedy będę.

piątek, 3 grudnia 2010

Chwilowa przerwa w dostawie...

Myślę, że gorsze od niepisania na blogu jest zmuszanie się do tego, żeby cokolwiek napisać. Nie mam ostatnio sił na to, żeby pisać regularnie. Staram się mieć dobre wyniki w nauce, żeby tarnogórska młodzież była światła i wykształcona. Przez jakiś czas będę pisać bardzo nieregularnie.
Dziś miałam wybrać się do Innego Śląska na spotkanie z Marcinem Kowalskim, współautorem książki Apte. dotyczące książki o Ryszardzie Aptem. Nic z tego nie wyszło, bo autobus wlókł się z Katowic do TG w tempie co najwyżej żółwim i dotarłam na miejsce, gdy było już po wszystkim.

Kilka luźnych uwag, które przychodzą mi do głowy, bez związku z niczym:

Zima mi się podoba. Jeszcze. Aż do roztopów, bo nienawidzę tej szarej brei, która się wtedy tworzy. Podoba mi się za to brodzenie po kolana w śniegu, pod warunkiem, że jest on względnie czysty, czyli bardziej biały niż niebiały.

Coraz bardziej napalam się na bycie ratownikiem medycznym. Bardzo mnie to kręci i mam tysiąc pięćset pomysłów na minutę, co bym mogła robić w ramach ratowania ludzików jeszcze zanim skończę szkołę i zostanę pełnoprawną dyplomowaną ratowniczką.

I na koniec - ktoś zarzucił mi na forum burmistrza miasta, czyli Miłościwie nam Panującego Arkadiusza, że jestem przez owego podstawiona. Nie jestem. I to wszystko.

Pozdrawiam.

Aha, w niedzielę wybory, to może coś krótkiego w ramach komentarza napiszę we wtorek lub w środę. Później wpisów dotyczących polityki będzie bardzo mało, być może nie będzie w ogóle, zobaczę, jak to wszystko wyjdzie.

piątek, 19 listopada 2010

Trochę o debacie przedwyborczej, trochę o AED

Piszę, żeby pisać. Bo mi głupio tak się do Was nie odzywać :( Mam trochę nauki i stąd te moje przerwy w pisaniu. Chcę zostać kolekcjonerką kluczy, więc postępuję zgodnie z zasadą "Ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz, a jak się ma dużo kluczy, to można być woźnym (w lepszej wersji klucznikiem)." Miałam napisać coś o kampanii wyborczej, ale nie mam aparatu - wpis miał być o plakatach, bilbordach i tak dalej - a bez "podparcia" zdjęciowego nie będę pisać. Chciałam napisać o debacie radiowej między Władcą Ratusza a Pięknym Kazimierzem*. Problem w tym, że zupełnie nie mam dziś głowy do analizowania tego, co kandydaci powiedzieli, czego nie powiedzieli, czy dobrze powiedzieli, czy źle powiedzieli... Mogę jedynie odesłać tych, którzy debaty nie słuchali na stronę radia plus: gdzie po kliknięciu odpowiedniego odsyłacza można przesłuchać debatę i samemu ją ocenić. Ja mogę podać kilka powodów dla których kandydatem na burmistrza powienien... a nie! Pomyleło mi się :D Kilka rzeczy, które zapamiętałam z debaty, bo nie trzeba wielkiego wysiłku do tego, by to zapamiętać: 1. Jeśli ktoś myślał, że Czech ma na imię Arkadiusz, to trzeba go wyprowadzić z błędu. Czech ma na imię Burmistrz. Burmistrz Czech! 2. Burmistrz musi być przed siedemdziesiątką. 3. Dzieci burmistrza powinny chodzić do państwowych szkół, coby burmistrz spuszczać smutno oczek nie musiał, że je do prywatnej szkoły posłał, chociaż publiczne szkoły takie są takie super. 4. Dzieci burmistrza mieszkać powinny w Tarnowskich Górach, bo tylko to świadczy o lokalnym patriotyzmie. Zwłaszcza burmistrza :) I 5. Moje ulubione (cytat niedosłowny):
Słuchacz - Czy nie uważacie Panowie, że w debacie za bardzo skupiliście się na przeszłości i wyciąganiu brudów?
Arka... Burmistrz - Oj, były brudy, były brudy.
Kazimierz - Oj, były brudy, były brudy.
Redaktor Krzysztof Kosiński: No, przynajmniej w tym jednym jesteście Panowie całkowicie zgodni :)

Aha, jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Władca Ratusza poinformował, że w Urzędzie w Wydziale Zarządzania Kryzysowego (chodzi chyba o Starostwo Powiatowe, bo innych "kryzysówek" nie znalazłam) znajduje się defibrylator AED. Teraz każdy powtarza: W Tarnowskich Górach jest AED, w Tarnowskich Górach jest AED, w Tarnowskich Górach... :) Taka mantra, żeby zapamiętać. Bo a nuż się to kiedyś przyda. To takie urządzenie, które osobom bez wykształcenia medycznego pozwala wykonać działania ratownicze łącznie z defibrylacją, jeśli oczywiście jest ona wymagana. Urządzenie samo analizuje rytm serca i wydaje odpowiednie komendy. Poza tym mówi użytkownikowi, co w danej chwili powinien robić, w jaki sposób ratować człowieka. I kolejna informacja przy okazji - pan Burmistrz na dniach podpisał wniosek o zakup kolejnego AED. Bardzo się z tego cieszę :) Dobrze mieć świadomość, że do przyjazdu karetki z wyspecjalizowaną załogą ma się "pomocnika" w formie takiego AED. Zwłaszcza, że na pomoc innych ludzi czasem nie ma co liczyć. Zbyt wielu obywateli (nie mówię absolutnie, że wszyscy) rozumuje na zasadzie "przewróciło się, niech leży".

Teraz chyba już trwa cisza wyborcza, więc nie mogę napisać "Głosujcie na... Króla Juliana!"

*To nie ja wymyśliłam :)

sobota, 6 listopada 2010

Każdemu należy się pomoc

Dziś będzie wpis z pozdrowieniami. Dla policji i pogotowia ratunkowego. A dokładniej dla ludzi, którym ok. 20 minut przypatrywałam się w czwartek przy dworu PKP w Tarnowskich Górach. Stałam tylko i patrzyłam, ale w razie czego byłam gotowa rzucić się na pomoc. W końcu nauka na wydziale ratownictwa medycznego zobowiązuje. Krótki opis sytuacji: Na początku zobaczyłam radiowóz. Dopiero później dwoje policjantów a na końcu leżącego pana. Pierwsza moja myśl "atak serca". Potem przypatrzyłam się zachowaniu owego pana i "atak serca" ustąpił miejsca atakowi dokonanemu przez alkohol. Co oczywiście nie wyklucza też jakiegoś poważnego schorzenia. Chwilę później okazało się - tak jak myślałam - że czekają na pogotowie ratunkowe. Co mnie zastanowiło? Dlaczego pan policjant założył tylko jedną rękawiczkę? Czyżby aż taka oszczędność w policji? Bo w razie czego ja noszę przy sobie rękawiczki lateksowe - zawsze chętnie pożyczę. Kolejna rzecz: do pana, którego - jak przypuszczałam - niemoc była najpewniej spowodowana zbyt dużą ilością alkoholu, przyjechała karetka "S", czyli specjalistyczna. Poza takimi są jeszcze "P", czyli podstawowe. Różnią się tym, że w "S" jeździ lekarz a w "P" tylko ratownicy. Jestem po prostu ciekawa, czy nie było innych karetek w bazie, że przysłano "eskę", czy może taką karetkę umyślnie wysłał dyspozytor po otrzymaniu zgłoszenia. I od razu kolejne pytanie - gdy ja ewentualnie będę jeździć w karetce, to do ilu takich przypadków mnie wyślą? W ramach podsumowania dzisiejszego wpisu: Każdy jest człowiekiem i każdemu należy się pomoc. Tylko jakoś zawsze w takich przypadkach dopadają mnie czarne myśli, że być może ta karetka w danej chwili bardziej by się przydała w innym miejscu. A historia z panem po alkoholu skończyła się tak, że pani policjantka wraz w panem policjantem "doprowadzili" go do radiowozu i wywieźli w jedynym słusznym zapewne kierunku.

wtorek, 26 października 2010

Znów o kampanii

Od jakiegoś czasu, wszędzie gdzie tylko spojrzę, widzę Władcę Ratusza. Zza każdego rogu patrzy na mnie swoimi bilbordowymi oczkami. Nie ma chyba miejsca, gdzie podobizna łaskawie nam jeszcze rządzącego pana burmistrza nie została umieszczona. Na prawo Czech, na lewo Czech, na ukos Czech... Oczopląsu można dostać. Podczas przejazdu z miejsca zamieszkania do dworca autobusowego mijam ich co najmniej ośmiu. Nie żebym miała coś przeciwko, bo pana Arka bardzo lubię, ale mimo wszystko i Z całym szacunkiem - Panie Arku, ktoś tu MOCNO PRZESADZIŁ! Już nie mówiąc o tym, że wykonawca moim zdaniem spiep... sprawę, jeśli chodzi o formę graficzną tego czegoś, co zwie się bilbordem. To co mi się jako pierwsze rzuciło w oczy - większość kandydatów na plakatach ma poucinane głowy. Czyżby ktoś w ten sposób chciał zamaskować dziury w głowach spowodowane brakiem mózgów...? (Nic nie sugeruję :D)

Z innymi bilbordami trochę lepiej i aż tak nie straszą, jeśli chodzi o ich ilość. Pan Kazimierz Szczerba jest bardzo widoczny, ale nawet w połowie nie przebija pana Arkadiusza. Ostatnio zaczęłam dostrzegać panią Lucynę Ekkert, kandydatkę PO. Jest jeszcze pewien pan, którego do tej pory nie zapamiętałam z nazwiska. Rozmieszczenie plakatow wyborczych jest bardzo ciekawe i zasługuje na krótki komentarz. Rzadko się zdarza, że bilbord występuje w pojedynkę. Zazwyczaj są po dwa lub po trzy a nawet cztery w jednym skupisku. Z takich, które zapamiętałam: Na wjeździe w ul. Wyszyńskiego obok obecnego pana burmistrza stanął pan burmistrz poprzedni. Belfer obok belfra. Przy dworcu autobusowym zebrała się "wielka czwórka" (dwaj burmistrzowie, pani Lucyna E. oraz pan z niezapamiętanym nazwiskiem), na Osadzie Jana są trzy plakaty umieszczone stosunkowo niedaleko siebie i w ciekawym ułożeniu przestrzennym. I tak bym jeszcze mogła wymieniać... Zdjęć dowodowych nie ma, bo brat mi jakiś czas temu skonfiskował baterie od aparatu i jeszcze z tym nic nie zrobiłam.

Jeszcze wracając do Pana Arka Czecha i jego kampanii, to myślę, że w pewien sposób do jej rozpropagowania przyczynia się pan poseł, Tomasz Głogowski, który już chyba trzy razy na swoim blogu pisał o tym, jak to pan burmistrz pięknie wygląda na bilbordach. Panie pośle - bardzo dziękuję w imieniu tych, którzy nie mają nic do Pana Arka :)

I na zakończenie dzisiejszego wpisu: 17 listopada 2010 (środa) o godz. 18.00 odbędzie się radiowa debata - Kazimierz Szczerba : Arkadiusz Czech. Nadawana będzie w Radiu Plus (96,2 FM). Cztery lata temu też była debata w Plusie pomiędzy tymi kandydatami. Prowadził ją wtedy, o ile dobrze pamiętam, mój ulubiony prowadzący z gliwickiego radia, pan Krzysztof Kosiński. Samą debatę w miarę pamiętam, więc tym bardziej jestem ciekawa, co tym razem powiedzą kandydaci.

wtorek, 12 października 2010

Zaczęło się. Kampania.

Ruszyła kampania wyborcza. Na razie powoli, nieśmiało - dobra, dobra, przesadziłam - ale szybciutko się rozkręca. Wiele na to wskazuje. Po pierwsze pan Arek, zwany przeze mnie Władcą Ratusza, od kilku dni - wg moich skomplikowanych obliczeń od sześciu - nie wrzucił nowej notki na swojego bloga. Zawsze przed dłuższym rozstaniem się z "czytaczami" informował o nieobecności a tymczasem cisza. To zapewne znak, że Pan Arek jest bardzo zajęty sprawami dla Niego najważnieszymi i na pomniejsze brak mu czasu. W sumie mam podobnie. Zajmuję się śledzeniem kilku for internetowych, rozmowami z przyjaciółmi, oglądaniem filmików na youtube i tak dalej, a na naukę brakuje mi czasu... A wracając do A.C. to dziś się odezwał w komentarzach do swego bloga i nawet się przyznał do swojego błędu (no brawo, brawo ;)), więc wnioskować można, że pan burmistrz jest cały i zdrowy :-)
Po drugie - miasto opanowało kilka olbrzymich plakatów z podobizną pana Kazimierza Szczerby. Z każdego z nich spogląda na miasto uśmiechnięty pan być może przyszły burmistrz. Kolor niebieski we wszelkiej postaci bardzo lubię, więc graficzna forma siłą rzeczy mi się podoba. Jeśli jednak pan kontrkandydat a burmistrz obecny będzie miał coś czerwonego lub wiśniowego, to spodoba mi się bardziej :D Spokojnie, pan Arkadiusz nie czyta mojego bloga, więc najprawdopodobniej nawet nie będzie wiedział, że kolor krasnyj może być kluczowy ;-) Hasło na plakacie pana Kazimierza głosi "doświadczony i skuteczny burmistrz". Że burmistrz i że doświadczony, to tak. A co do skuteczności - to każdy musi ocenić sam.
Po trzecie, dostałam od kolegi z gimnazjum zaproszenie na profil pana K. Szczerby w słynnym portalu społecznościowym facebook. Przyjęłam. Trochę mnie tylko dobiło to, że po przyjęciu zaproszenia pojawiła się szumna informacja "Ty to lubisz". No cóż... Rozpaczać przez to nie będę.
Po czwarte, forum gazeta.pl na podstronie "Tarnowskie Góry" coraz bardziej opanowują tematy "Lucyna Ekkert - któż to?", "Kto będzie dobrym radnym" czy "Kto zostanie burmistrzem". Napisałam już w odpowiednim wątku na wymienionym portalu a tu napiszę jeszcze raz, że ja burmistrzem nie będę, bo jestem za młoda. No i nie byłabym dobrym burmistrzem, bo jakby mi się Rada Miejska ze mną nie zgadzała, to bym strzelała fochy na prawo i na lewo.

Kampania dopiero się rozkręca, będę śledzić poczynania kandydatów i w miarę możliwości zdawać relacje.

Nie ma dziś zdjęć, dlatego w zamian proponuję piosenkę. Słowo prezydent należy zmienić na burmistrz, a Polska na Tarnowskie Góry ;-) Piosenkę w szczególności dedykuję Pani Lucynie Ekkert, Panu Kazimierzowi Szczerbie, Panu Arkadiuszowi Czechowi i wszystkim pozostałym kandydatom, których, jakimś cudem jeszcze nie znam, ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.

Uniwersalna piosenka wyborcza :-D

wtorek, 5 października 2010

Panowie Niebiescy :-)

Psy. Gliniarze. Smerfy. Albo bardziej słusznie i poprawnie: policja. Osobnicy, których kolorem
podstawowym jest niebieski ciemny. Występują także w wersji czarnej oraz rażąco zielonej - właściwie żółto-zielonej.

W Polsce policjanci są powszechnie lubiani, co najczęściej jest wyrażane akronimem CHWDP - Chwała Wam Dzielni Policjanci*. Mam dziwne wrażenie, że większość obywateli "ceniących" policję myśli, iż słowo "chwała" pisać należy przez *h, co też wyraża się w tym, że wyżej wymieniony akronim wygląda tak: "HWDP". W Tarnowskich Górach panowie w niebieskim z pewnością są bardzo szanowani. Zwłaszcza przez obywatela, który na ulicy Piastowskiej, chyba dla każdego z nich z osobna, wymalował wspomniany już skrót [zdjęcie dowodowe - i nie tylko - tutaj]. Według opinii mieszkańców, które swego czasu udało mi się zebrać, policjanci boją się bywać w niebezpiecznych miejscach, są niezorganizowani, nie działają skutecznie, nie widać ich w Parku Miejskim przy ul. Wyszyńskiego itp. Co do tego ostatniego, to ja jakimś cudem nie trafiłam jeszcze na dzień, żebym, przechadzając się po Parku Miejskim nie widziała, policyjnego samochodu. W samym centrum również panów policjantów często widuję. Może ja mam taką wadę wzroku... Na szczęście (dla policji :D) wśród wypowiedzi mieszkańców, były też takie, które potwierdzały, że "niebieskie służby" działają i robią co mogą, żeby było coraz lepiej. Według mojej skromnej osoby policja w Tarnowskich Górach jest widoczna. Gdy dwaj policjanci (wiadomo - w razie czego jeden dyktuje, drugi notuje) idą na patrol to ich widzę ;-) Inną sprawą jest jakość ich działań, ale to już pozostawiam ocenie mieszkańców. Śląska policja ma także swoją maskotkę, niebieskiego psa Sznupka, którego imię pochodzi od śląskiego słowa 'sznupać', które w języku ogólnym oznacza po prostu 'szukać'.


*istnieje także inne - o wiele bardziej popularne - rozwiązanie tego akronimu, ale ze względu na
"niebezpieczeństwo" pojawienia się policji na moim blogu postanawiam nie rozwijać go, żeby nie było, że propaguję jakieś nieodpowiednie treści ;-)

piątek, 24 września 2010

Nie wierzę we wróżby, ale...

...ale czasem myślę, że coś w nich jest. Właśnie skorzystałam z wróżki "fejsbukowej", która wyliczyła mi moją liczbę numerologiczną. Z czym to się je? A bo ja wiem... Mam za to niepowtarzalną okazję przedstawić Państwu bliżej moją skomplikowaną osobę. Moje uwagi zamieszczam w kwadratowych nawiasach.

Jestemoryginalna obliczyła swoją liczbę numerologiczną i jest nią: 8.
LICZBA 8 - to najpotężniejsza ze wszystkich wibracji numerologicznych [bo do takiego charakteru, jak mój, to nie może być byle co], jej przedstawiciele są energiczni, ambitni, zdolni i bardzo pewni siebie [wszystko w nadmiarze], to istoty o bardzo silnej osobowości, ufają tylko sobie [zgadza się, zwłaszcza po tym, że parę razy zaufałam komu innemu...], są impulsywni [ale się z tym potrafią kryć, jeśli wymaga tego sytuacja lub korzyści, jakie można osiągnąć]. Ta wartość bardzo silnie związana jest ze sprawowaniem władzy [władzę to niech sobie na razie Władca Ratusza sprawuje] we wszystkich jej przejawach, praktycznie nie istnieją dla nich przeszkody [a nawet jeśli istnieją, to się je minimalizuje i nie zawraca się nimi głowy] i to właśnie często zaczynają od zera [krótko: tak!]. Stale gotowi do stawiania czoła wyzwaniom [a nie wynaleziono przypadkiem na to jakiegoś medykamentu? Przydałby się czasem], mają bardzo radykalne poglądy [których nie wstydzą się i nie boją mówić otwarcie - ale nie natrętnie] i nie znają koloru szarego [chyba, że na ukochanym cieplutkim sweterku] - wszystko jest albo białe albo czarne. Zaangażowanie we wszystko to, co robią [i wszystkiemu starają się oddać w tak samo ogromnym stopniu, co bywa bolesne], ogromne zdolności organizatorskie [tak, gdy trzeba się sprężyć i wykonać jakieś ważne zadanie, a zazwyczaj cierpię na chroniczną leńgotropię], kochają rozkazywać [nie, to nie ja]. Mają niezwykły dar przekonywania [przydał się kilka razy na praktyce; nie uważam, że jest niezwykły], świetnie znają najgłębsze tajniki duszy ludzkiej [tu się zgodzę, chociaż nie wiem na jakiej podstawie - chyba swojej własnej]. Nieugięci w działaniach [ale tylko w tych, które są dla nich ważne, np. hobby, coś co przyniesie określone korzyści, niekoniecznie materialne lub po prostu da satysfakcję], ale zbyt dużą wagę przykładają do pieniędzy [nie], sukcesu [no, bo miło jest gdy się człowieka chwali], pozycji społecznej [może coś w tym być, nie zastanawiałam się wcześniej], dóbr materialnych [no dobrze, przyznam się, marzę o jaguarze]. Znakomicie panują nad sobą [umiejętność tę mam rozwiniętą do perfekcji, niestety jest pewno "ale"], ale jeśli je jednak ktoś sprowokuje [np. babcia, siostra, mama, brat, natrętna koleżanka...], to wybuchają [strzeżcie się wtedy być przy mnie] z ogromną spontanicznością [strach się bać], są agresywni [to prawda, ale jeszcze nikogo nie pobiłam, w ogóle moja agresja jest zadziwiająco łagodna, jeśli chodzi o stronę fizyczną; chyba, że mowa o sile mojego głosu], nie oglądają się na konsekwencje [oglądają, oglądają. Tylko zazwyczaj jest za późno, co się powiedziało, to się powiedziało - co się napisało, to się napisało]. Bardzo odważni [ta odwaga nie jest doceniana przez innych, czasem to może i dobrze, bo osoby mojego pokroju mają wrodzoną skłonność pakowania się w kłopoty], nawet w fizycznym tego słowa znaczeniu [tu trochę mniej, jeśli o mnie chodzi, ale łamagą nie jestem]. Tu trzeba dodać jeszcze jedną, niezwykle ważną informację - ponieważ tę wibrację charakteryzuje niezwykła wręcz krańcowość reakcji, to równie często możemy spotkać ósemkę, będącą absolutnym zaprzeczeniem tych cech, a więc osobę tchórzliwą, płaczliwą, niezdecydowaną, wstydzącą się własnego cienia [ciekawostka - we wczesnym dzieciństwie bałam się własnego odbicia w lustrze, przejście obok dużego zwierciadła w przedpokoju wyglądało zapewne bardzo komicznie - zamykanie oczu, przemykanie tyłem do lustra itp.]. Osoby z tej grupy numerologicznej najlepiej sprawdzają się jako adwokaci, sędziowie [studiuję prawo...], osoby na wysokich stanowiskach [...polonistykę - mogę zostać redaktorem bardzo znanego i poczytnego pisma "Fakt" :D...] - w świecie biznesu, polityki, medycyny [...oraz - jeszcze nie do końca pewne - ratownictwo medyczne]. Są również dobrymi wojskowymi [tu się nie widzę] czy dyplomatami [jeśli przyjąć - bodajże za Alistairem MacLeinem, albo MacNeilem - że dyplomacja to umiejętność powiedzenia komuś, że jest idiotą w taki sposób, żeby wziął to za komplement] . Zdobywanie pieniędzy przychodzi im łatwiej, niż innym [absolutnie się nie zgadzam. Jeszcze. Na razie zdobywanie pieniędzy jest bardzo ciężkie i wygląda tak: taaaataaaa, masz portfel w pobliżu? A masz w nim pieniądze? A daaasz? Tak z pięć złotych? Może być dziesięć... I tak co jakiś czas, zazwyczaj w nagłych wypadkach ta formułka jest powtarzana. Przy moich wydatkach odłożyć można co najwyżej 50 groszy w porywach do 1 złotego] , często gromadzą wręcz olbrzymie fortuny [może mnie to dopiero czeka]. Mimo, że nie aprobują marnotrawstwa lub rozrzutności [w niektórych sytuacjach jest to denerwujące dla osób postronnych, np. gdy w sklepie trzy godziny decyduję się na jedną bluzkę], są hojne wobec swoich bliskich [kilka razy myślałam, ile i komu oddałabym, gdybym wygrała milion w totka] , często wspomagają finansowo również różne akcje charytatywne [jeszcze nie, bo nie ma z czego, ale gdy będzie to na pewno]. Należy wystrzegać się ich jako wrogów [oj tak! strzeżcie się tego!], grają fair, ale nie zapominają doznanych krzywd i upokorzeń [nie obejmuje tego cezura czasowa; jeśli nie odpłaciłam komuś za doznane w przeszłości przykrości, to wyłącznie dlatego, że wspaniałomyślnie postanowiłam tego nie robić], zawsze biorą odwet [nie zawsze, ale często]. Partnerstwo i uczucia - są niezwykle zaborczy [prawda], ich ognistość jest bardzo atrakcyjna dla innych wibracji. W uczuciach wyznają zasadę wszystko albo nic, partner musi im całkowicie oddać się i podporządkować [nie no, aż tak tragicznie nie ma] . Związek z wibracją osiem nigdy nie należy do nudnych. Dobre układy z delikatnymi i uczuciowymi dwójkami i szóstkami - to harmonijne współistnienie. Całkiem nieźle ułoży im się z wibracją 4,7 i 9, burzliwie układy z 3 i 5. Natomiast praktycznie niemożliwe są harmonijne związki z wibracjami 1 i z osobami o tej samej wibracji [o związkach niezbyt dużo mogę rzec, więc milczę]. W obu ostatnich przypadkach zbyt wiele będzie dominacji po obu stronach, co spowoduje napięcia, których nie da się zażegnać [to znaczy da się, ale bardzo radykalnie i lepiej wcześniej niż później].

I to tyle o mnie. Nie gryzę i nie rzucam się na przechodniów, ale umiem pokazać pazury. W opisie brakuje mi tylko jednego - nic nie wspomniano o ironii i cynizmie z jakimi podchodzę do wielu spraw.

środa, 22 września 2010

Dzień bez Samochodu

Dziś w Tarnowskich Górach obchodzono Dzień bez Samochodu. Ludzie dopisali, pogoda też. Przed ratuszem zebrała się spora grupa rowerzystów, którzy postanowili wspólnie uczcić ten dzień przejazdem w okolice Parku Wodnego oraz Parku Krajobrazowego w Reptach. Jednak zanim ruszyli w trasę, firma Vattenfall przekazała miastu kilka rowerów elektrycznych. Będą one dostępne do wypożyczenia przy Parku Wodnym. Władca Ratusza, przed oficjalnym przekazaniem pojazdów, postanowił poszarżować na jednym z nich. Taka nowość jak elektryczny rower to nie lada gratka nawet dla burmistrza :) W pewnym momencie mieliśmy piękny widok pt "latający burmistrz" zakończony... zgodnie z prawem grawitacji :D Zdjęcie zrobiłam, a jakże - niestety na prośbę pana Arka zachowam je dla siebie a Państwu pokażę te "dobre" fotki. Żałuję, że musiałam jechać do Katowic, bo z ogromną chęcią włączyłabym się do tej przejażdżki.
Przed ratuszem z głośników słychać było różne piosenki, coby było raźniej i weselej. Później, gdy już szłam na autobus do Katowic, usłyszałam rozmowę dwóch panów:
- Burmistrz i wszystko jedzie na rowerze z obstawą policji.
- To chyba, żeby burmistrz nigdzie nie wjechał.
- Albo, żeby nikt go nie rozjechał.
Pan Arek chyba został w ratuszu, więc raczej nic go nie rozjechało i sam też nigdzie się nie wtarabanił.

Zdjęcia są tutaj.

czwartek, 16 września 2010

Były Gwarki, nie było Jaguara

Co mają wspólnego Gwarki tarnogórskie z Jaguarem? W tym roku nic. A szkoda, bo na paradę samochodów zabytkowych wybrałam się z ogromną nadzieją na zobaczenie chociażby jednego kociaka. Jestem miłośniczką tych pięknych samochodów. Mimo tego braku tegoroczne święto miasta zaliczam do udanych. Z pewnością znajdą się malkontenci, którzy uznają, że było nudno i źle. Cóż, nie da się zadowolić wszystkich w jednakowym stopniu. Dokładniej o imprezie będzie można przeczytać podczas przeglądania zdjęć, jakie zrobiłam - umieszczę je, gdy tylko uporam się z dodaniem podpisów. O dziwo, w tym roku nie było - w moim odczuciu - zbyt wielkich problemów z parkowaniem. Zazwyczaj wszystkie miejsca parkingowe były pozapychane i znalezienie miejsca w miarę blisko rynku graniczyło z cudem.

Przed oficjalnym rozpoczęciem świętowania podszedł do mnie Władca Ratusza (chwilkę wcześniej robiłam mu zdjęcia) i gdy dowiedział się, że zaistnieje na moim blogu - którego nie czyta z powodu braku czasu, sam się do tego uczciwie przyznał - powiedział, że pisać o nim mogę, ale dobrze! Oczywiście stosuję się do słów Pana Arka z największą starannością. Piszę o nim dobrze. Czasem złośliwie, ale dobrze.

PS. Właśnie przeczytałam moją własną wypowiedź sprzed kilku tygodni, jakoby wpis dotyczący Gwarków miał być pierwszym po długotrwałej nieobecności. Nie przewidziałam MAN-ów :-) A sam wpis o Gwarkach miał się tu znaleźć w poniedziałek, niestety wyszło inaczej. Pocieszam się tym, że niektóre osoby blogujące na portalu www.tg.net.pl chyba całkowicie zapomniały o robieniu nowych wpisów. A wydawało mi się zawsze, że posiadanie kawałka blogowej przestrzeni na takim portalu zobowiązuje.

Obiecane zdjęcia z Gwarków 2010:
Piątek
Sobota - I Światowy Zjazd Tarnogórzan

Sobota - VII Parada Samochodów Zabytkowych

Niedziela - Pochód

środa, 1 września 2010

Do Tescobusa tylko z kartą klubową! (i nowe MAN-y)

Obawiam się, że wkrótce do tytułu mojego bloga będę zmuszona dorzucić słowo "autobusy". Ostatnimi czasy znienawidzone przez większą część społeczeństwa pojazdy coraz częściej pojawiają się we wpisach. I coraz częściej zaskakują - mile lub nie. Do niemiłych zaskoczeń zaliczam to, co wczoraj zobaczyłam w jednym z tescobusów a później na przystanku przy Tesco. Z wrażenia nawet zrobiłam zdjęcia dokumentujące moją prawdomówność. Otóż do Tescobusa, wg informacji zamieszczonej na stosownej tablicy, można wsiąść jedynie po okazaniu kierującemu ważnej karty klubowej Tesco, tzw. Clubcard. Zalatuje mi to picem na wodę, bo przecież chyba nikt nie będzie sprawdzał, czy pasażer kartę takową posiada. A może? Może nawet kanary się zjawią i będą wypisywać mandaty za... "niemanie karty klubowej". Do zaskoczeń z kategorii "miłe" należy fakt, że nareszcie będą nowe autobusy. Ba! Do nowych autobusów dokładają nowy dworzec, bo przecież nowe busy i stary dworzec to trochę jak z przypowieści o starej szacie i nowych łatach. Na stronie www.tarnowskiegory.pl można przeczytać stosowną informację. Jeden z tych nowych pojazdów, marki MAN - niezawodni w kwestii wpychania nam busów Niemcy - ma nawet "iść" w pochodzie gwarkowskim. Jeszcze powinien cukierkami rzucać, jak królowa Marysieńka. A może posadzić Władcę Ratusza za kierownicą? Na jego brak uprawnień jakoś się przymknie oko, gorzej z tym, że niektórzy mogą pomyśleć, że autobus bez kierowcy jedzie. Taki autobus - widmo.

Zdjęcia w powalającej ilości równej 3 tutaj, ponieważ jeszcze nie opanowałam wklejania zdjęć na bloga w takiej kolejności i miejscu, jak ja sobie tego życzę.

czwartek, 26 sierpnia 2010

Konferencja prasowa na temat Gwarków 2010

Byłam. Był też Władca Ratusza (Arek C., zwany także burmistrzem), poznany dzień wcześniej naczelnik, który za dużo gada, pan Damian S., pani Beata P. - rzeczniczka prasowa i oczywiście różnej maści gazetopisy - w tym mój kolega redakcyjny, Krzysiek S. - i nie tylko, bo radio też nas zaszczyciło. Na temat Gwarków, chyba każdy wszystko wie, bo pytań naliczyłam w sumie 3. Pytano o alkohol, o kasę i o zjazd tarnogórzan. Odpowiedzi oczywiście zostały udzielone i może nie będzie zbyt wielkim przestępstwem to, że je przytoczę, wszak i tak ujrzą (wkrótce) światło dzienne. I tak: Na rynku zakaz picia alkoholu (brawo!), koszt - nie napiszę, bo nie notowałam a wprowadzać w błąd nikogo nie chcę. Zjazd tarnogórzan - jeden z elementów tegorocznych Gwarków. Mam nadzieję, że wypali. Wydaje mi się, że większość zgromadzonych dziennikarzy zjawiła się tylko po to, żeby odebrać akredytacje. Ja, jako "przybłęda" akredytacji nie mam, więc nie ujrzycie mnie Państwo skaczącej pomiędzy barierkami czy biegającej z tyłu sceny w poszukiwaniu sensacji. Jednakże nie patrząc na to, jakąś relację z Gwarków na blogu zamieszczę.

A teraz informuję, że wpis dotyczący Gwarków będzie zapewne pierwszym wpisem po mojej kolejnej dłuższej nieobecności tutaj.

wtorek, 10 sierpnia 2010

Usprawiedliwienie

Nawet nie myślałam, że współpraca z DZ (i jeszcze kilka innych spraw) to takie wciągające i czasochłonne zajęcia. Efekt jest taki, że nie mam czasu na pisanie na blogu. Mogłabym pisać o wszystkim i o niczym, ale nie to jest ideą moich zapisków. To, co napisałam jakiś czas temu, że mam materiały i pomysły na teksty jest wciąż aktualne. Niestety, brakuje mi czasu na realizację. Po tygodniu praktyk mogę stwierdzić, że jak na razie bardzo podoba mi się współpraca z redakcją DZ. Tymczasem wrzucam kilka słów usprawiedliwienia w związku z zaniedbywaniem bloga. Wiem, że jest kilka osób, które go czytają i te osoby szczególnie proszę o wyrozumiałość. I postaram się wkrótce coś napisać.

A teraz w ramach jakiejś tam ciekawostki dodam, że ten tekst miał zostać napisany pierwszego lub drugiego sierpnia, nosić tytuł "Władca Ratusza - Powrót Czecha" i traktować o powrocie wyżej wspomnianego z wakacji, które spędził nie wiem gdzie, bo mi nie powiedział. Czyżby uznał, że za bardzo wchodzę w Jego prywatność? No cóż... Płakać nie będę, a i tak się kiedyś dowiem ;-)

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Praktykantka Dziennika Zachodniego

Zostałam praktykantką DZ, oddział tarnogórski :-)

Zawsze tego chciałam - to znaczy zawsze od jakichś kilku lat - więc radość tym większa. No i w zasadzie tyle tylko - chwalę się po prostu. Czymś trzeba :D

środa, 28 lipca 2010

Horror

"Postacie bez głów wciąż nie ruszały się z miejsc. Tak samo jak Jonathan. Opanowała go jakaś dziwna siła, która nie dała mu zrobić nawet kroku naprzód lub do tyłu. Jednocześnie umysł miał sprawny i panicznie się bał. Strach go paraliżował. W głębi siebie wiedział jednak, że jest coś więcej. Coś, czego nie rozumie a co od jakiegoś czasu steruje jego poczynaniami. Jego umysłem. Jego życiem. Postacie wciąż stały i wyglądały, jakby go wnikliwie obserwowały. Mimo, że obie były bez głów, Jonathan czuł na sobie ich wzrok. Stał wciąż osłupiały i nie mógł ruszyć się z miejsca. Wtedy jedna z nich podeszła bliżej. Dopiero wtedy spostrzegł, że jej palce u rąk są przegniłe, jak u kogoś, kto doznał bardzo poważnych odmrożeń. W rękach trzymała wiertarkę. (...)" [aut.: właścicielka tego bloga, tyt.: na razie bez tytułu, wszelkie prawa zastrzeżone, wykorzystanie bez zgody autora zabronione]

Fragment nie jest przesadnie straszny, bo nie chcę nikogo straszyć moim blogiem, a związek z Tarnowskimi Górami jest taki, że ilustracja do powyższego została wykonana właśnie w naszym mieście. Ostatnio zaczęłam czytać śmieszne horrory (Graham Masterton, Mort Castle); pewnie dlatego pomyślałam o tym gatunku, gdy mijałam pewne miejsce.

A teraz kilka słów usprawiedliwienia. Nie pisałam tak długo, bo mnie nie było. To znaczy byłam, ale kilkaset kilometrów stąd - na obozie w Oćwiece. Bardzo dobrze wypoczęłam i nabrałam sił do pisania i nie tylko. Mam już pomysły na kilka kolejnych wpisów, więc w najbliższym czasie w miarę regularnie będę dodawać nowe posty.

Myślę, że nie sposób nie zauważyć, iż udało mi się dodać zdjęcie do wpisu. O dziwo wcześniej usiłowałam to robić dokładnie tak samo i nie wychodziło. Bardzo dziękuję Portierowi za mejla w tej sprawie; sama z pewnością nie spróbowałabym jeszcze raz z tymi zdjęciami.

niedziela, 11 lipca 2010

Autobusy

Trzy dni się zbierałam do napisania tego posta. Powód? Wakacyjne lenistwo... Wkrótce się skończy moje nicnierobienie, więc teraz do maksimum wykorzystuję wolne chwile. Jednak wpis w końcu zrobić trzeba.

Parę dni temu narzekałam na nasz dworzec autobusowy. Dzisiaj będzie o samych autobusach. I "dobrze" i "źle". Zacznę od "źle". Czy tylko ja mam wrażenie, że większość pojazdów komunikacji miejskiej w Tarnowskich Górach to stare, rozwalające się graty? Na przykład tutaj biedak rozkraczył się na środku skrzyżowania nieopodal Parku Wodnego. Autobus, którym jeżdżę prawie codziennie co chwila ląduje w warsztacie. W innym nie działa ponad połowa funkcji. Na szczęście sytuacja powoli zaczyna się zmieniać. Całkiem niedawno przez krótki czas na linii 64 jeździła żółciutka SCANIA. Mały w środku, ale nowy. Nie zrobiłam zdjęcia, trzeba wierzyć na słowo. Teraz, również na 64, jeździ coś czerwonego z Czech. Dowiedziałam się od znajomego, że też krótko będzie na tej trasie. Autobus jest bardzo ładny wewnątrz i idealnie nadaje się na... saunę; jest niezwykle odporny na napływ świeżego powietrza. Sytuacja autobusowa przedstawia się w Tarnowskich Górach co najmniej dziwnie. Co jakiś czas puszczają nowe auto a gdy ludzie się przyzwyczają, to zdejmują je z trasy. W najbliższym czasie mają zostać kupione nowe pojazdy. A ja tak w sumie to się już przyzwyczaiłam do naszych poczciwych mercedesów poniemieckich albo jelczów.

Dzisiaj lub jutro mój laptop przejdzie operację (formatowanie dysku). Mam nadzieję, że pacjent przeżyje. Ja będę dokonywać wszelkich czynności i to będzie moje pierwsze w życiu formatowanie dysku. Oby nie ostatnie ;)

wtorek, 6 lipca 2010

NIE dla hali sportowej

Tytuł wpisu ściągnęłam z bloga burmistrza. Parę dni temu rozmawiałam o tym z koleżanką (z Gdańska), powiedziałam jej, że bardzo mnie zdenerwował ten wpis na blogu pana Arkadiusza i że radę miejską ostro "zjadę" za to, że się na halę nie zgodziła. Koleżanka poradziła, żebym postarała się być w miarę łagodna, bo zbyt ostre "objeżdżanie" może się dla mnie źle skończyć. W takim razie postaram się być w miarę miła: Rado Miejska nasza wspaniała, cóżeś nam to uczyniła? Czy nie dość Ci narzekania tarnogórzan na (prawie) wszystko co się w mieście dzieje? Teraz do spisu rzeczy złych i/lub niewykonanych dojdzie hala sportowa. A miało być tak pięknie. I czym się teraz pan burmistrz pochwali? Zostawiliście go na lodzie, ech wy! Jestem waszą postawą bardzo zawiedziona i mocno zdenerwowana. I kończę, bo jeszcze chwila i mój laptop odczuje na sobie skutki mojego stanu psychicznego. A RM sugeruję zmianę zdania w sprawie hali.

niedziela, 4 lipca 2010

Dworzec autobusowy

W dzisiejszym wpisie sprawa dość niewygodna - dworzec autobusowy w Tarnowskich Górach. Wygląda źle. Niestety. Mam kilka zdjęć na dowód, ale muszę przyznać, że wstyd je pokazywać. W końcu pisząc bloga o mieście rodzinnym wolałabym wystawiać na widok publiczny zupełnie inne ujęcia dworca. Właściwie ujęcia mogłyby być te same, tylko żeby dworzec był inny. Podobno miał być remontowany. Podobno w tym roku. Zastanawia mnie, czy w tej chwili moja wyobraźnia nie płata mi figla, każąc myśleć, że remont miał być właśnie w 2010 roku. Na załączonych zdjęciach widać fatalny stan obiektu. Oczywiście można zrobić fotki z odpowiedniej perspektywy i już dworzec w TG jest całkiem przyzwoity, wolałabym jednak nie uciekać się do tego typu sztuczek, pokazując znajomym z innych miast, jak wygląda nasza autobusowa przystań. Swoją drogą, wielu moich kolegów spoza TG mówi, że nasz dworzec wcale nie jest tak bardzo tragiczny. Dla mnie jest. Wszystkiemu winni są wandale, którzy nie mają co robić i w ramach rozrywek poalkoholowych doprowadzają różne sprzęty i obiekty do opłakanego stanu. Oj przydałby się remont... Może nasze przewspaniałe władze kiedyś do tego doprowadzą. Potem pozostałoby tylko mieć nadzieję, że nowy dworzec nie padłby ofiarą wandalizmu, jak obecny. Może jakieś kamerki czy cuś... Trochę się rozmarzyłam, ale naprawdę bardzo chciałabym, żeby tarnogórzanom oraz przyjezdnym dworzec nie kojarzył się ze złem koniecznym.

PS. Krótka lekcja kultury osobistej, skierowana do niektórych pasażerów: W każdym autobusie znajduje się obiekt zwany kierowcą i dobrze czasem takiemu powiedzieć "dzień dobry" albo "do widzenia" albo "dziękuję". Można też dodać coś od siebie, na pewno się za to pan kierowca nie pogniewa.

Jeszcze wiadomość z ostatniej chwili: zostałam praktykantką Dziennika Zachodniego. Bardzo się cieszę.

czwartek, 1 lipca 2010

Kraina tysiąca i jednej twarzy

Wybory już w niedzielę. Nie piszę tego posta, żeby nakłonić obywateli do głosowania na jedynego słusznego kandydata, bo takowego nie posiadam. Chcę natomiast wyrazić mój sprzeciw naklejaniu tysiąca pięciuset plakatów z jedną twarzą i to wszystkie tuż przy sobie. Takie oto zdjęcie pstryknęłam dziś przy Hali Targowej. Czternastu Bronisławów Komorowskich. Naprawdę wystarczyłby jeden! W ostateczności mogłabym się zgodzić na dwóch, żeby ten jeden nie czuł się osamotniony, wisząc tak i strasząc wizją rychłych wyborów. Jednakże tyle podobizn to już pewna przesada. Mój starszy kolega po fachu (pan Tomasz, poseł na sejm RP) bardzo dba o kampanię Bronisława Komorowskiego w Tarnowskich Górach i nie tylko. To widać i nawet to się chwali - zaangażowanie, nie kandydata, bo co do tego, to ja mam stosunek obojętny - ale może byście Państwo na inne cele (i nie mam tu na myśli przyjemności własnych) przeznaczyli pieniądze, które zapłacicie za wydrukowanie tylu podobizn wybranego kandydata. To już uwaga na przyszłość i nie tylko dla sztabu B.K., ale i dla każdego innego. A ja zahaczę jednym zdaniem tego wpisu o wybory samorządowe, bo tak mi właśnie przyszło na myśl, ilu Arków Czechów będzie mnie straszyć ze słupów; nie licząc wersji oryginalnej, która na razie straszy w ratuszu.

Na koniec spieszę poinformować z wielką radością, że na mój poprzedni wpis dotyczący felietonów "jadowitym piórem" zareagował sam ich autor, pan Kamil Łysik i na wstępie (to znaczy w trzecim e-mailu) zwrócił moją uwagę na to, że 'potyczka' (inaczej: spór) nie równa się 'potknięcie'. Tak więc na razie dla pana Kamila 1:0, a ja poprawiam moje potknięcie językowe. Panie Kamilu, dziękuję :)

czwartek, 24 czerwca 2010

"Jadowite klawisze"

Sesyjna udręka zakończona. No, może nie całkiem, bo z "seminariumem" będę jeszcze walczyć - potrzebuję czasu, żeby zebrać materiał - ale już mam upragnione wakacje. Jutro wyjeżdżam z koleżanką do Torunia na weekend, żeby odpocząć po trudach związanych z nauką. Oczywiście torunianie dowiedzą się, że Tarnowskie Góry to bardzo ciekawe miasto i warto do nas wpaść. Mam też pomysł na świetną zabawę. Będzie to rozrywka dla mnie, ale każdy zainteresowany może w niej wziąć udział. Otóż postanowiłam przyłapać pana Kamila Łysika - (wy)pisującego ostatnimi czasy felietony do Gwarka - na jakimś potknięciu językowym. To nie będzie łatwe, ale z "jadowitym piórem" postanowiłam zawalczyć "jadowitymi klawiszami" - ciekawe, co z tego wyjdzie? A gdyby pan Kamil jakimś cudem trafił na mojego bloga, to będę mu wdzięczna za wszelkie, nawet jadowite i ironicznie napisane uwagi, odnoszące się do mojej poprawności językowej.

Chciałam dodać zdjęcie, ale nie umiem jeszcze obsługiwać bloggera pod tym kątem. Tymże przyznaniem się do porażki kończę dzisiejszy wpis i idę pakować się na wyjazd.

niedziela, 20 czerwca 2010

Trąbki, bębny, puzony...

Dwudziestego czerwca 2010 roku w Tarnowskich Górach po raz trzeci odbył się Festiwal Orkiestr Dętych im. Józefa Szweda. Tegoroczna uroczystość dzięki... komuś (przepraszam, pamięć mnie zawodzi, uzupełnię dane, gdy sobie przypomnę :D) trwała dwa dni. Dzisiejsze występy odbyły się w muszli koncertowej w Parku Miejskim. Gościnnie wystąpiła orkiestra z Mericourt - partnerskiego miasta Tarnowskich Gór. Na początku imprezy pan Damian Stadler pełniący (wraz z panem Klaudiuszem Janią) obowiązki konferansjera opowiedział legendę o srebrnej trąbce. O ile dobrze zrozumiałam jest to legenda autorstwa właśnie pana Damiana. Mnie - miłośniczce wszelkiego rodzaju instrumentów (z naciskiem na saksofon altowy) oraz orkiestr dętych przedsięwzięcie bardzo się podobało. Oby więcej takich! Zasadą festiwalu było, że każdy zespół przygotowywał przynajmniej dwie kompozycje patrona - Józefa Szweda (pod linkiem kryje się krótki artykuł zamieszczony w czasopiśmie Montes Tarnovicensis w 2005 roku, a więc rok przed śmiercią J.S.). Na zakończenie imprezy głos zabrała córka kompozytora, Elżbieta Szwed, która mówiąc o ojcu posłużyła się znaną maksymą "non omnis moriar" - nie wszystek umrę.

Poniżej kilka zdjęć; niestety z powodu przymusowego braku aparatu musiałam fotografować telefonem. Za złą jakość zdjęć przepraszam. W przyszłości będzie lepiej.

III Tarnogórski Festiwal Orkiestr Dętych im. Józefa Szweda

sobota, 19 czerwca 2010

Kto tu jest burmistrzem? ;-)

Coś mnie ostatnio naszło, żeby poczytać kilka portali związanych z Tarnowskimi Górami. Regularnie przeglądam: www.tg.net.pl oraz www.tarnowskiegory.pl. Znalazłam jeszcze jeden: www.tarnowskiegory.info.pl. Dotarłam do informacji o mieście. Gdy w rubryce "burmistrz" przeczytałam "Kazimierz Szczerba" od razu pomyślałam, że pewnie dawno nie aktualizowane. Pomyliłam się. Data aktualizacji była aż zbyt dobrze widoczna i wskazywała na ten właśnie dzień, w których przeglądałam stronę. Z początku śmiałam się, że zapewne redaktorstwo owej strony to zagorzali miłośnicy pana Kazimierza - i to do tego stopnia, że kolejna kadencja mija a oni zapatrzeni w swoją wyborczą miłość nie zauważyli, że burmistrzem jest już (i to od 4 lat!) niejaki Arkadiusz. Mając na względzie dobre imię owej strony, a także to, że informacja dotycząca faceta zajmującego najbardziej pożądany fotel w mieście powinna być aktualna i prawidłowa, wystosowałam pocztą elektroniczną list do redakcji z sugestią, żeby poprawili błąd. Nie poprawili. Tarnowskimi Górami uparcie rządzi Kazimierz.

Na festiwalu orkiestr dętych nie byłam. Doszłam do wniosku, że sobotę przeznaczę na naukę a muzyką rozkoszować się będę w niedzielę.

piątek, 18 czerwca 2010

Piękne zdjęcia Tarnowskich Gór

Korzystając z króciutkiej przerwy w zakuwaniu chciałabym polecić pewien profil na portalu nasza klasa. Odkryłam go kilka dni temu. Można obejrzeć tam mnóstwo zdjęć dotyczących Tarnowskich Gór. Ujęcia naprawdę niebanalne! Polecam.

Tarnowskie Góry - po prostu piękne miasto ;-)

środa, 16 czerwca 2010

Najtrudniejszy pierwszy krok

Szanowni użytkownicy internetu, przyjmijcie do grona blogujących młodą i chyba skromną, ale upartą i zawsze dążącą do celu tarnogórzankę. Będę pisać głównie o moim rodzinnym mieście - oberwie się wydarzeniom społeczno-gospodarczym, naszej władzy i temu, co - moim zdaniem - warte będzie umieszczenia w internecie. W miarę możliwości postaram się umieszczać zdjęcia.

Nie chcę, żeby mój blog był tragicznie poważny i mam nadzieję, że mi się to uda. W końcu tytuł moich zapisków to: Tarnowskie Góry, kobieta i śmiech. Przy okazji nie mogę się powstrzymać, żeby nie zrobić w tym momencie reklamy blogów dwóch Panów Ważnych. A to dlatego, że tytuł bloga jednego z nich sprawił, że codziennie zaglądam na bloga tego drugiego. Wcześniej też zaglądałam, ale teraz wiem dlaczego :-D Otóż: Pan poseł na sejm RP, Tomasz Głogowski w swoim blogu napisał dnia 19 listopada 2009 roku rzecz pod tytułem: Chcesz się pośmiać - zajrzyj na blog burmistrza (Arkadiusza Czecha). Za reklamę należy mi się ciastko i herbatka, Panowie! :-)

W najbliższą sobotę, tj. 19 czerwca 2010 roku, planuję pójść na Tarnogórski Festiwal Orkiestr Dętych im. Józefa Szweda. Dla mnie, miłośniczki wszelkiego rodzaju trąbek i puzonów, jest to bardzo ważne wydarzenie. Festiwal jest dosyć młody, ale o tym, skąd się wziął i o co w nim chodzi napiszę (oczywiście, jeśli wcześniej uda mi się dotrzeć na imprezę) w kolejnym wpisie. Tymczasem proszę o trzymanie kciuków za moją motywację do nauki na poniedziałkowy egzamin.